Kobieta Anniel: Maja Sobczak

Jesteś tu i teraz? Kochasz siebie tak, że możesz wpuścić do swojego świata kogoś innego i pokazać mu te wszystkie kolory? To się nazywa szczęście.

Chcielibyście poznać receptę na szczęście według Mai Sobczak? Brzmi ona następująco: ,,Trzeba nabrać do siebie dystansu i rozbudzić w sobie miłość, jak do dziecka, czy do ukochanej osoby, bezwarunkowo, z fałdkami czy bez, ze zmarszczkami czy zbyt masywnymi nogami, z tym, że złoszczą mnie niektóre sytuacje, że czegoś nie lubię pomimo iż cały świat się tym zachwyca”. Łatwe? No, niełatwe, ale do zrobienia. Od Mai, czyli czwartej bohaterki cyklu Kobieta Anniel, bije blask zrozumienia, wiedzy i pożenionego z nimi zachwytu. Kiedy patrzy to z szeroko otwartymi, głodnymi wrażeń oczami. Kiedy smakuje, to całą sobą, skoncentrowana i rozmiłowana w tej czynności. Kiedy jeździ konno, jest „wiatrem, słońcem, ziemią, miłością”. Znowu jej słowa. Ułamek zaledwie, a jakie sugeruje dalsze ciągi! Przekonajcie się.

Co robisz kiedy czujesz, że ilość bodźców cię przytłacza? Jak siebie wtedy ratujesz, po co sięgasz w pierwszym odruchu?

Medytuję, podążam świadomie z oddechem, albo wtulam się w ramiona natury. Idę z Radochą na spacer, albo jedziemy we dwie do stajni. Zdecydowanie najlepiej oddycha mi się z końmi, to magiczne zwierzęta. Szczególnie moja Mirabelle vel „Mirosława”. Tak naprawdę to czterokopytna miłość mojego życia. Przy niej wszystko staje się proste, świat piękniejszy, a człowiek samoistnie nabiera pokory i dobrego dystansu.

Opowiedz o początkach swojej miłości do koni.

Konie pulsowały w mojej krwi od zawsze! Mimo, że jestem mieszczuchem a moi rodzice absolutnie z końmi nie mieli nic wspólnego. Taka się już urodziłam, z głęboką miłością do tych cudownych zwierząt, i od zawsze najbardziej na świecie chciałam mieć swojego konia. Namawiałam nawet moją mamę, żebyśmy kupili jednego i trzymali go na balkonie, na pierwszym piętrze Ursynowskiego bloku.

Jak często jeździsz i co wtedy czujesz?

Jeżdżę 3-4 razy w tygodniu, o ile praca i inne obowiązki mi na to pozwalają. Z końmi stapiam się w jedną całość, jestem wiatrem, słońcem, ziemią, miłością. Jestem jednym ze wszystkim. Inaczej bym tego nie opisała.

Jak zaczynasz dzień: zrywasz się o poranku czy długo leniuchujesz po przebudzeniu?

Jestem raczej rannym ptaszkiem. Wcześnie rano przychodzą do mnie stada dobrych myśli, świecą mi się oczy, a krew zadziornie pulsuje mi w żyłach. Po przebudzeniu daję sobie 5 minut na poukładanie sobie snów, albo inaczej na odczytanie tego, co w nocy szepcze do mnie podświadomość. Potem sprawdzam, która godzina, jaki to dzień tygodnia i co mam do zrobienia. Właściwie wstaję bez ociągania się: szybka toaleta, klikam czajnik i rozkładam matę. Zanim reszta domowników wstanie, jestem po porannej praktyce. W ciszy lepiej słyszy się swoje myśli… i oddech. Zwijam matę, a świat wokół mnie zaczyna przyspieszać. Śniadanie jemy proste i zawsze na ciepło. Swoje poprzedzam dwiema szklankami gorącej wody – działa jak najlepsza iskra rozpalająca ogień trawienny, pobudzająca przy okazji cały organizm do pracy. W sumie, myślę że rozruch zajmuje mi około godziny.

Co spowodowało, że zainteresowałaś się zdrowym odżywianiem?

Tak właściwie interesowałam się nim od zawsze, jakoś czułam wewnętrznie, że to co jemy ma na nas znaczący wpływ. Nie mówię tutaj tylko o przyjemności z jedzenia i dopieszczaniu smakiem kubków na języku, ale o prawdziwym działaniu na narządy, myśli i nasze ogólne samopoczucie. To naprawdę bardzo intrygujące, a czy człowiek wejdzie głębiej tym chce wiedzieć więcej i więcej, i więcej. Już się z tym pogodziłam, że będę się uczyć caaaałe życie i bardzo się z tego powodu cieszę!

Co ty i twoi domownicy zajadacie zimą żeby poczuć moc?

Na dobrą zimę pracuje się już w lecie i na jesieni. Zdrowe podejście to zwyczajnie styl życia, a nie chwilowy zryw, nawet jeśli miałby być najlepszy na świecie. To codzienność buduje dobre życie, fajnie jest sobie o tym przypominać albo napisać na kartce i powiesić na lodówce (śmiech). Na przełomie pór roku robimy sobie kurację kurkumową – napisałam o szotach z kurkumy w swoich „Przepisach na szczęście”  i nadal bardzo polecam, nadal stosuję. Dobre, ciepłe śniadanie, umiar i proste, naładowane energią jedzenie zadziała cuda. Oczywiście ruch, świeże powietrze, głęboki oddech, śmiech i dystans są kluczowe. Jesteśmy piękną całością, złożoną z tych wszystkich dobrych drobiazgów. To między innymi podejście Ajurwedy, ale i Medycyny Chińskiej, właściwie wszystkich holistycznych podejść do życia. Filozofia, która stoi za tymi podejściami, kompletnie wywróciła mój świat. To było jakieś 12-15 lat temu i wyglądało to dosłownie tak, jakby cudowne promienie słońca przedarły się moje struktury i zaczęły rozświetlać, porządkować ciemność.

Tuż przed świętami wydałaś swoja trzecią książkę ,,Do ostatniego okruszka”. Opowiedz o samym procesie pisania książki. Lubisz ten stan?

Proces powstawania moich książek jest żywiołowy. Myślę, że to kwestia mojego charakteru czy temperamentu. Pomysł najpierw pojawia się w głowie, ale pokazuje mi się bardzo powoli i nieśmiało. Widzę go w codzienności, przychodzi do mnie kiedy robię śniadanie albo medytuję na macie. Pojawia się i znika, zanim go dostrzegę tak w całej okazałości bawimy się razem w chowanego. Od momentu w którym go „zaklepię” zaczynam robić bardzo skrótowe notatki, rysunki i kadry w dowolnej kolejności. Potem z tego całego chaosu wyłania się powoli spójna całość, spinam ją w pewnego rodzaju plan i realizuję–- choć proszę mi wierzyć jest to wszystko bardzo żywiołowe i intuicyjne. Plan przepoczwarza się w miarę fotografowania i pisania, tak naprawdę finalna wersja wersja książki ZAWSZE różni się od początkowych założeń. Te książki żyją ze mną, jeżdżą ze mną konno, jedzą śniadanie, chichoczą w samochodzie. One są mną, dopóki się nie „urodzą”.

Jak pracujesz? Czy wzorem największych pisarzy siadasz do klawiatury codziennie o tej samej porze? Jaki system sobie wypracowałaś?

Bardzo bym chciała mieć ustaloną godzinę, kiedy to zasiadam i piszę. Niestety mój proces twórczy jest bardzo spontaniczny i nie da się go schwytać, a już tym bardziej ustalić mu sztywnych ram. Łobuziak często się obraża i chowa się gdzieś w ciemnym zakamarku duszy, więc jestem na jego posługach (śmiech). Siadam do komputera, kiedy ON jest na to gotowy. Bywa, że słowa kiełkują we mnie przez kilka miesięcy, a potem siadam i niemal wylewają się ze mnie z prędkością światła przez dwa tygodnie NON STOP KOLOR! Po takim maratonie czuję się szczęśliwa i bardzo zmęczona, jakbym zdobyła jakieś niedosięgłe szczyty i to po kilka razy. Przyznam, że właściwie po każdej książce choruję i przez tydzień nie wychodzę z łóżka.

Ciekawa jestem, czy z książki na książkę idzie to sprawniej, czy to są zupełnie inne doświadczenia?

Czy idzie to łatwiej? Nie powiedziałabym. Każda moja książka jest kompletnie inna, a przy okazji moje oczekiwania względem każdej kolejnej rosną. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że wraz z książką oddaję światu kawałek siebie, odkrywam duszę i poddaję się tym samym ocenie. Proszę zapytać siebie samego, czy to jest łatwe i komfortowe?

Sprawiasz wrażenie kobiety spełnionej w prywatnym życiu, często też o tym wspominasz na Instagramie.

Najstarsza prawda mówi, że nie możesz dać tego, czego sam nie masz. A więc jeśli nie masz w sobie miłości, to jak możesz ją podarować komuś innemu? Pokochanie siebie jest zawsze trudniejsze, sami dla siebie jesteśmy najczęściej największymi krytykami. Szczególnie my, kobiety. Trzeba nabrać do siebie dystansu i rozbudzić w sobie miłość, jak do dziecka, czy do ukochanej osoby, bezwarunkowo, z fałdkami czy bez, ze zmarszczkami czy zbyt masywnymi nogami, z tym że złoszczą mnie niektóre sytuacje, że czegoś nie lubię pomimo iż cały świat się tym zachwyca. Na końcu z tym, że nie zawsze jestem „najlepszą wersją siebie”, choć nie wiem jak bardzo bym się o to starała. Potem to już z górki.

No to już wiemy jak pielęgnować miłość własną. Powiedz teraz, co robisz żeby ogień trwał w relacji z partnerem,

Jeśli akceptujesz siebie, łatwiej będzie zaakceptować kogoś innego. Związek to taki taniec chocholi dwojga zupełnie różnych osób. Najważniejsza jest wspólna chęć, szacunek i rozmowa. Dużo rozmów, otwartych, szczerych, z uśmiechem i bez oceniania. Przemilczane nieporozumienia osiągają gigantyczne rozmiary i traci się z oczy to, co najważniejsze – drugiego człowieka. W „Qmam Kasze. Do ostatniego okruszka” napisałam o naszych wspólnych rytuałach, o weekendowej kawie, przy której rozmawiamy o sprawach, na które zabrakło czasu w codziennej bieganinie, o tym co fajne i o tym co zgrzytało, co zabolało. Zauważyłam, że czym dłużej jesteśmy razem, tym mniej jest tych zgrzytów, właściwe bardzo rzadko się kłócimy, bo zaczęliśmy myśleć bardzo podobnie.

Jaki jest twój Hugo?

Cudowny! Tak pewnie myślą wszystkie mamy na świecie o swoich dzieciach. Nic na to nie poradzę, z naturą nie wygrasz! Hugo, od pierwszych właściwie chwil, już tych w brzuchu, wywrócił mój świat do góry nogami. Długo na niego czekałam, wyobrażając sobie jak to będzie być razem, jak to będzie być przewodnikiem, rodzicem i, jak zapewne u większości rodziców, rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Rodzicielstwo to najpiękniejsza i najtrudniejsza rola w życiu, przynosi najwięcej radości, ale też niepokoju i wiecznego „przeciągania liny”, a najważniejsze jest to, że nigdy z tej roli nie wychodzisz, zawsze jest gdzieś z tyłu głowy, rozkokoszona wygodnie w sercu. Ogromne wyzwanie i wielka radość w jednym. Hugo zadziwia mnie właściwie cały czas, widzi świat zupełnie inaczej, inaczej doświadcza życia, jest właściwie głównie tu i teraz i to jest największa lekcja jaką mi serwuje.

Z tego, co wiem to nie jest twoje pierwsze spotkanie z Anniel. Opowiedz o swojej kolekcji butów tej marki.

O nie, nie pierwsze! Anniel skradły moje serce, taka miłość od pierwszego spojrzenia. Powiem w sekrecie, że bardzo lubię buty. Tę pasję dzielimy zresztą z mężem. Mam w swojej kolekcji piękne, haftowane w kwiaty „Bloom”, miękkie cekinowe rybki „Nomade” i ciepłą, zimową wręcz wersję z cekinami „Anouk Topo” i ze wszystkich jestem niesamowicie zadowolona!

KWESTIONARIUSZ ANNIEL

Twoja największa pasja? Konie, jedzenie, fotografia, natura, podróże.

Guilty pleasure? Gofry z cukrem pudrem, pralinki i kawa.

Ukochane comfort food? Makaron smażony z ziemniakami, congee ryżowe, naleśniki mojej babci z truskawkami, leniwe Mamy koniecznie z bułką tartą i cukrem, świeży chleb z masłem i pomidorem lub ogórkiem/rzodkiewką/ szczypiorem czy natką pietruszki i miodem.

Ulubiona książka? ,,Mały książę” od pierwszych słów, „ Szczęście bajkami cerowane”, „Spóźnieni kochankowie” , „Kraina Chichów”. Z kulinarnych uwielbiam Ottolenghiego i – nie bardzo wypada, ale napiszę – wszystkie moje (śmiech).

Ulubiony magazyn? Od wielu lat „Zwierciadło”, „Elle Decoration”, „Vogue”, „Kukbuk” i „Usta”, choć ostatnio mało kupuję gazet.

Ulubiona płyta? Lubię ścieżki dźwiękowe z filmów które pokochałam: Mirabai Ceiba „ Sevati” i starocie, takie jak Michael Jackosn, Madonna, George Michael, Queen.

Ulubiony kosmetyk? Suche olejki do twarzy. Te z Ministerstwa Dobrego Mydła są super, od Miya albo ajurwedyjskie z Indii Neo Veda.

Ulubiony zapach? Niszowe raczej, takie jak Histoires de parfums „This not a blue bottle” czy Etat Libre  D’Orange „Une Amourette”, olejek różany z Indii.

Ulubiony film? ,,Fortepian”, ,,Dirty Dancing”, ,,Duma i uprzedzenie”, ,,Pamiętnik”, ,,Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”. Oj, jest tego dużo.

Ulubione biżuteryjne i modowe marki? ElfJoy za miłość do kamieni. W for Woman oraz HorrorHorror, bo to bardzo kobiece propozycje.

Ulubiona restauracja? Taka od święta to Water&Wine w Drzewcach, Gipsy Bali czy Moksa (ale daleko), Ale Wino. Lubię bardzo ramen w Arigator i MOD. Ach, i ostatnio zjadłam pyszne congee w Reginie.

Ulubieni kucharze? Wszyscy z pasją i pokorą w sercu.

Ulubiona dyscyplina sportu? Do uprawiania – jeździectwo, joga, squash, łyżwy i leniuchowanie towarzyskie.

Twój ulubiony model Anniel? Oj to ciężkie pytanie… lubię wszystkie, zależy od okazji.

Maia wybrała model Anouk Topo.

*

Maia Sobczak Autorka bloga Qmamkaszę i trzech książek kulinarnych. Mama 10-letniego Hugo. Rozkochana w jeździe konnej i jodze dietoterapeutka i konsultantka Ajurwedy z ramienia Jiva institute w Indiach. Prowadzi warsztaty kulinarne oraz konsultacje żywieniowe. Z wykształcenia psycholog.

Koszyk0
Nie ma produktów w koszyku
Kontynuuj zakupy
0